|

Rozmowy z demonami

Dawno, dawno temu

Piszę o Vaianie niemal dekadę po premierze, ale na wszelki wypadek uprzedzam, że zaczynam od spoilera.

W kulminacyjnej scenie filmu Vaiana bohaterka staje naprzeciw przerażającego demona – Te Kā, z którym wcześniej bezskutecznie walczył największy bohater ludzkości, półboski Maui.
Vaiana nie walczy. Nie ucieka.
Wręcz przeciwnie: podchodzi do demona, śpiewając (to w końcu Disney 😉):

“I know your name.”

I to działa.

Chcę opowiedzieć Ci dziś o emocjach, przed którymi uciekamy, jak przed potworami  – i o tym, czego mogą nas nauczyć, gdy zdecydujemy się z nimi spotkać.

Gdy emocje budzą grozę

Te Kā jest straszną istotą z wrzącej lawy. Wykrzywioną w krzyku, gotową spalić każdego, kto się zbliży. Ale kiedyś była boginią Te Fiti – źródłem życia, której Maui ukradł serce. To historia o tym, jak cierpienie może przemienić tożsamość.

Każda z nas prawdopodobnie trzyma w szafie demony – emocje, które sprawiają przykrość.
Lęk, wstyd, złość czy smutek często pojawiają się jako nieproszeni goście.
Czujemy dyskomfort, więc robimy to, co najłatwiejsze: odwracamy się od nich i uciekamy, bo bardzo chciałybyśmy, żeby po prostu… zniknęły.

Jednak nie tędy najlepsza droga. Unikanie doznań to broń obosieczna, bo nie da się odizolować wyłącznie od tego, co nieprzyjemne. Możesz mieć wrażenie, że owija cię emocjonalna folia bąbelkowa, albo że patrzysz na świat zawsze przez szybę, stale z pewną niewygodą i poczuciem odgrywania jakiejś roli, kiedy życie wydaje się być gdzieś zupełnie indziej.

Bo – jak piszą twórcy metody MBSR:

Gdy czujemy się nieszczęśliwi, reagujemy na to uczucie jak na zagrożenie, a tym samym uruchamia się mentalny system unikania. (…) W rezultacie nie tylko odcinamy się od uczuć przykrych czy budzących dyskomfort, ale również tłumimy naszą zdolność odczuwania czegokolwiek, przykrego czy przyjemnego.

Nikt z nas nie biega dość szybko, żeby uciec przed tym, czego doświadcza we własnym wnętrzu.

Nakarm swojego demona

W buddyjskiej praktyce Chöd, bardziej swojsko zwanej medytacją karmienia demonów, nie uciekamy przed tym, co trudne.
Zapraszamy naszego potwora do stołu.
Dajemy mu nie tylko miejsce, ale twarz, ciało i głos.

Zadajemy pytanie:

Czego potrzebujesz? Czego chcesz ode mnie? Jak mogę cię nakarmić, byś przestał/a niszczyć mnie od środka?

Zwracamy się do demona z ciekawością, życzliwością, czułością.
Budzimy naszą wewnętrzną Vaianę i patrzymy potworowi w twarz, żeby móc go rozpoznać, nazwać i zrozumieć.

Praktyka Chöd ma bardzo długą tradycję – wywodzi się od XI-wiecznej nauczycielki buddyzmu tybetańskiego, Machig Labdrön. Jej współczesną wersję, znaną jako Feeding Your Demons™, rozwinęła Lama Tsultrim Allione.

W badaniu opublikowanym w Frontiers in Psychology (2022) przeanalizowano wpływ tej medytacji na osoby doświadczające stresu, depresji i trudności z tolerowaniem niepewności.
Wyniki? Im więcej sesji ukończyli uczestnicy, tym większy wzrost współczucia wobec siebie i satysfakcji z życia – oraz spadek poziomu stresu i nietolerancji wobec niepewności.

Z umysłem pełnym miłości otocz troską – bardziej niż dziecko – wrogie bóstwa i demony pozornego istnienia, i obejmij je czule swoją obecnością.

Zrób miejsce – wszystkie części są ważne

Podobnie w podejściu Gestalt – zamiast wypierać, zapraszamy.
W pustym krześle może usiąść każda część Ciebie:
– zraniona, wstydliwa, rozgniewana, niepewna.

Zamiast się jej pozbywać, pytasz:

Kim jesteś?
Po co przychodzisz?
Czego ode mnie potrzebujesz?

Tak zaczyna się dialog. Nie z potworem, ale z częścią siebie, która bardzo potrzebuje głosu.

Nazwij, by oswoić

W praktyce uważności odzyskujemy łączność z własnymi uczuciami poprzez ciało i oddech.
Nie analizujemy ich, nie tłumaczymy – jesteśmy z nimi.
Z intencją czułego otwarcia, nie kontroli.

Weź jeden oddech. Zatrzymaj się. Zapytaj:

Co teraz czuję?
Gdzie to mieszka w moim ciele?

Jak Vaiana, kiedy stajemy twarzą w twarz z demonem, nie podnosimy broni. Poprzez uważną, życzliwą obserwację, rozpoznajemy napięcia w ciele, prowadzimy do nich oddech, rozpoznajemy jaką emocję komunikują. 

"Ou loto mamaina toa."

Umiejętność nazwania emocji jest konieczna, by móc je przeżyć w sposób, który prowadzi do uzdrowienia i rozwoju.
Kiedy coś nazwiesz, przestaje być nieznanym monstrum.
Staje się tym, czym naprawdę jest: smutkiem, gniewem, tęsknotą, lękiem przed stratą.

A to, co nazwane – można przyjąć. Oswoić. Uznać za część siebie.

Być może wszystkie smoki w naszym życiu są księżniczkami, które tylko czekają, by ujrzeć nasze piękno i śmiałość. Może wszystko, co straszne, jest w głębi bezbronne i oczekuje od nas pomocy.

Nie walcz, zostań przy sobie

Spotkanie z demonem nie jest jak mechaniczny chodnik na lotnisku.
Raczej jak ścieżka w lesie – trzeba patrzeć pod nogi, stawiać kroki powoli.

Nie chodzi o to, by natychmiast poczuć ulgę.
Chodzi o to, by nie odrzucać siebie, kiedy boli.
By nie gasić światła w środku, kiedy przychodzą trudne emocje.

Bo właśnie wtedy możemy wypowiedzieć słowa, które mają moc: Widzę cię. Znam twoje imię.

Sprawdź, jak to działa w Twoim życiu:

Zamiast wypierać emocje – nazwij je.
Zamiast walczyć – zaproś do stołu.
I zapytaj: Co próbujesz mi powiedzieć?

Być może nie potrzebujesz włóczni.
Tylko uważności.

Badanie wspomniane w tekście:

Sweet, M., & Singh, N. N. (2022). Transforming adversity into an ally: A qualitative study of “Feeding Your Demons” meditation. Frontiers in Psychology, 13, 806500. https://doi.org/10.3389/fpsyg.2022.806500

Cytat z metody MBSR:

Mark Williams, John Teasdale, Zindel Segal oraz Jon Kabat-Zinn. “Świadomą drogą przez depresję. Wolność od chronicznego cierpienia”, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2023



Podobne wpisy